Hello, hello, hello.
Witam was przed kolejnym wpisem. Enjoy!
- Tina
***
Witam was przed kolejnym wpisem. Enjoy!
- Tina
***
- Dlaczego ścięłaś włosy? – głos Peety wyrywa mnie z zadumy.
Spoglądam na niego. W dłoni raz za razem obracam jakiś metalowy przedmiot. Nie wiem nawet, co to do końca jest.
- Moja ekipa stwierdziła, że nie uda się ich odratować i zasugerowała, abym je ścięła. – odpowiadam i spuszczam wzrok na dłonie.
- Ale jest coś jeszcze, prawda?
Wzdycham. Nie lubię, kiedy tak robi. Na siłę docieka drugiego dna, a nie ważne, jak bardzo będę się stała to ukrywać, to zawsze dopatrzy się większości prawdy bez mojej pomocy.
- Impuls.
Widzę, że nie zadowala go ta odpowiedź, ale mimo to nie pyta o więcej.
- Wybacz. Pusta ciekawość.
Zawsze zastanawiało mnie to, jak bez żadnego problemu potrafi poprzez wypowiedzenie jednego zdania, zawładnąć człowiekiem. Gdzieś pomiędzy porwaniem, a osaczeniem ostrza tej cechy stępiły się.
Czuję się pusta. Niemal, jak po śmierci Prim. Trzymam się jedną ręką oparcia kanapy, a drugą trzymam na swoim brzuchu i jedyne, o czym mogę myśleć, to fakt, iż nie jestem w stanie się poruszyć. Nagle znikają mięśnie lub też zapominam jak ich używać i rozpływam się w otchłani. Nie czuję już smutku, a jedynie znużenie.
- Katniss… Przepraszam cię za tamten pocałunek. – szepcze.
Jego słowa docierają do mnie dopiero kilka sekund po ich wypowiedzeniu.
- Nie przemyślałem tego, działałem spontanicznie. – tłumaczy. – Wybacz.
- Nic się nie stało. To znaczy… Nie mam ci tego za złe.
Zapada cisza, podczas której korzystam z okazji i ocieram zmęczone oczy.
- Poczułaś coś? – pyta.
Wprawia mnie w zakłopotanie. Od razu się najeżam, bo w moją pierś wstępują stare, jak świat uczucia. Opanowuję się jednak od wywarczenia odpowiedzi.
- Tak.
Nie mogę już tego dłużej znieść. Wstaję i kieruję się w stronę wyjścia, ale w ostatniej chwili zamieram z ręką spoczywającą na klamce, kiedy coś sobie uświadamiam. Żałuję swoich słów jeszcze zanim kończę mówić.
- Kiedyś ktoś mądry powiedział mi, że nawet, jeśli żyłabym tysiąc razy, to i tak nie będę na ciebie zasługiwać. Jesteś wolny, Peeta. Na twoim miejscu nie marnowałabym czasu na kogoś takiego, jak ja. Jestem skorupą człowieka. Nie sądzę, abym już potrafiła kochać.
Mam już nacisnąć klamkę, ale jego głos, cichy i szepczący rozlega się tuż przy moim uchu.
- W ogóle się z tamtą osobą nie zgadzam. Z tobą też nie. W końcu i ja sądziłem, że wszystko, co ze mnie zostało to tylko krew i kości, ale okazało się, że nadal czuję do ciebie to samo, co kiedyś.
Odwracam się powoli i staję z nim twarzą w twarz.
- To tylko dowodzi tego, że jeszcze nie wyzdrowiałeś do końca.
- Masz rację. Nie wyzdrowiałem. To jednak nie zmienia faktów, bo wiem dobrze, że czuję to samo, co kiedyś.
Spoglądam na dłonie. Czy mogę mu wierzyć? A nawet, jeśli to prawda, to nie jestem w stanie się zakochać. Nie wiem, jak to jest być zakochaną.
- Może kiedyś. Najpierw muszę się pozbierać.
Rzecz jasna kłamię, jak z nut. Ja się nigdy nie pozbieram.
Spoglądam na niego. W dłoni raz za razem obracam jakiś metalowy przedmiot. Nie wiem nawet, co to do końca jest.
- Moja ekipa stwierdziła, że nie uda się ich odratować i zasugerowała, abym je ścięła. – odpowiadam i spuszczam wzrok na dłonie.
- Ale jest coś jeszcze, prawda?
Wzdycham. Nie lubię, kiedy tak robi. Na siłę docieka drugiego dna, a nie ważne, jak bardzo będę się stała to ukrywać, to zawsze dopatrzy się większości prawdy bez mojej pomocy.
- Impuls.
Widzę, że nie zadowala go ta odpowiedź, ale mimo to nie pyta o więcej.
- Wybacz. Pusta ciekawość.
Zawsze zastanawiało mnie to, jak bez żadnego problemu potrafi poprzez wypowiedzenie jednego zdania, zawładnąć człowiekiem. Gdzieś pomiędzy porwaniem, a osaczeniem ostrza tej cechy stępiły się.
Czuję się pusta. Niemal, jak po śmierci Prim. Trzymam się jedną ręką oparcia kanapy, a drugą trzymam na swoim brzuchu i jedyne, o czym mogę myśleć, to fakt, iż nie jestem w stanie się poruszyć. Nagle znikają mięśnie lub też zapominam jak ich używać i rozpływam się w otchłani. Nie czuję już smutku, a jedynie znużenie.
- Katniss… Przepraszam cię za tamten pocałunek. – szepcze.
Jego słowa docierają do mnie dopiero kilka sekund po ich wypowiedzeniu.
- Nie przemyślałem tego, działałem spontanicznie. – tłumaczy. – Wybacz.
- Nic się nie stało. To znaczy… Nie mam ci tego za złe.
Zapada cisza, podczas której korzystam z okazji i ocieram zmęczone oczy.
- Poczułaś coś? – pyta.
Wprawia mnie w zakłopotanie. Od razu się najeżam, bo w moją pierś wstępują stare, jak świat uczucia. Opanowuję się jednak od wywarczenia odpowiedzi.
- Tak.
Nie mogę już tego dłużej znieść. Wstaję i kieruję się w stronę wyjścia, ale w ostatniej chwili zamieram z ręką spoczywającą na klamce, kiedy coś sobie uświadamiam. Żałuję swoich słów jeszcze zanim kończę mówić.
- Kiedyś ktoś mądry powiedział mi, że nawet, jeśli żyłabym tysiąc razy, to i tak nie będę na ciebie zasługiwać. Jesteś wolny, Peeta. Na twoim miejscu nie marnowałabym czasu na kogoś takiego, jak ja. Jestem skorupą człowieka. Nie sądzę, abym już potrafiła kochać.
Mam już nacisnąć klamkę, ale jego głos, cichy i szepczący rozlega się tuż przy moim uchu.
- W ogóle się z tamtą osobą nie zgadzam. Z tobą też nie. W końcu i ja sądziłem, że wszystko, co ze mnie zostało to tylko krew i kości, ale okazało się, że nadal czuję do ciebie to samo, co kiedyś.
Odwracam się powoli i staję z nim twarzą w twarz.
- To tylko dowodzi tego, że jeszcze nie wyzdrowiałeś do końca.
- Masz rację. Nie wyzdrowiałem. To jednak nie zmienia faktów, bo wiem dobrze, że czuję to samo, co kiedyś.
Spoglądam na dłonie. Czy mogę mu wierzyć? A nawet, jeśli to prawda, to nie jestem w stanie się zakochać. Nie wiem, jak to jest być zakochaną.
- Może kiedyś. Najpierw muszę się pozbierać.
Rzecz jasna kłamię, jak z nut. Ja się nigdy nie pozbieram.
Wracam do panelu. Widzę, że okryta kocem Rosalyn leży obok
ciągle płaczącego Simona. Jego twarz jest całą mokra, ale to nie od łez.
Zauważam na ekranie, że okrutna śnieżyca zmieniła się w nieustającą ulewę
topiącą pozostałości śniegu.
Zostało mi już po niecałe szesnaście tysięcy na koncie Rose i trzynaście na kącie Simona. Zaciskam pięści, aby przypadkiem nie wysłać im nowego podarunku. Z zadowoleniem zauważam, że, podczas, gdy jego brat stara się uporać z nieuniknionym, Charlie zbiera deszczówkę, a na horyzoncie zapada zmrok.
Przy życiu zostali Rosalyn, Simon, Charlie, Avery, dziewczyna i chłopak Haymitcha – Holly i Montgommer, obie dziewczyny Johanny – Tiffany i Estonia, a także dziewczyna i chłopak Beetiego – Connor i Ko. Dziesięć.
Wybuch wypłoszył trybutów z pobliża, ale niewiele brakowało, aby Avery, Estonia i Tiffany wybrały się tam w poszukiwaniu możliwych ofiar.
Zwracam uwagę na innych trybutów, bo nie mogę już patrzeć na załamanego Simona, który właśnie przytula swojego brata.
Gang Avery wyruszył już na polowanie za jedzeniem. Po kilku godzinach jednak wróciły do rogu z pustymi rękami, a Haymitch uparcie nie chciał wysyłać im jedzenia, za to Johanna wysłała im jedynie koszyk z dwoma bułkami. Niech dalej radzą sobie same.
Trybut Beeteego – Connor i chłopak Haymitcha – Montgmmer (dziwne imię) zawarli sojusz na czas walki o zapasy w rogu obfitości. Do tego mieli ze sobą chłopaka Enobari, ale poległ wcześniej. Zaraz po walce rozdzielili się jednak.
Układam się wygodnie w fotelu, ale sen nie przychodzi. Przewracam się z boku na bok. Jestem wyczerpana, ale coś mnie niepokoi. Nie potrafię zasnąć. Zamawiam ciepłe mleko i mam nadzieję, że pomoże mi zasnąć. Miałam nadzieję, że służba ponownie do da do niego tamte niezwykle smaczne korzenne przyprawy, ale dostaję jedynie kubek zwyczajnego mleka.
siorbię napój i wsłuchuję się w ciszę, jaką zapewniają loży mentorów grube, szklane przyciemniane ściany. Beetee i Johanna śpią na swoich fotelach, za to Haymitch majstruje coś przy panelu.
- Pamiętasz wszystkich swoich trybutów? – pytam.
Haymitch wytrącony ze swojego bąbla skupienia spogląda na mnie przelotnie.
- Prawie.
- Prawie?
- Minęło w końcu ponad dwadzieścia pięć lat. Trudno by zapamiętać każdego z nich. – tłumaczy.
Patrzę na niego.
- A kogo pamiętasz szczególnie?
Haymitch w końcu odrywa się od panelu i spogląda na śpiących Beeteego i Johannę.
- Szczególnie? Hmm… Był taki jeden. Nazywał się West i było od ciebie trochę starszy. Miał chyba osiemnaście lat. W każdym razie chłopak był fantastyczny wojownikiem i był ulubieńcem roku do czasu, aż sojusznik poderżnął mu gardło podczas snu.
Igrzyska słyną z takich śmierci. Zdrady są tu na porządku dziennym.
- Jak się czujesz? – pyta.
Miałam zadać mu tanie związane z Westem, ale wylatuje mi z głowy.
- Bywało lepiej.
- Trzymaj się. Evanowi i Zoe już nic nie grozi.
- Masz rację, ale jestem jeszcze ja, ty, Peeta, mama…
- Co u twojej mamy?
- Nie mam sprawdzonej informacji.
- A u Peety?
Przygryzam wargę. Wypowiadam następne słowa z trudem.
- Nie sądziłam, aby to już było możliwe, ale chyba po raz kolejny złamię mu serce.
Zostało mi już po niecałe szesnaście tysięcy na koncie Rose i trzynaście na kącie Simona. Zaciskam pięści, aby przypadkiem nie wysłać im nowego podarunku. Z zadowoleniem zauważam, że, podczas, gdy jego brat stara się uporać z nieuniknionym, Charlie zbiera deszczówkę, a na horyzoncie zapada zmrok.
Przy życiu zostali Rosalyn, Simon, Charlie, Avery, dziewczyna i chłopak Haymitcha – Holly i Montgommer, obie dziewczyny Johanny – Tiffany i Estonia, a także dziewczyna i chłopak Beetiego – Connor i Ko. Dziesięć.
Wybuch wypłoszył trybutów z pobliża, ale niewiele brakowało, aby Avery, Estonia i Tiffany wybrały się tam w poszukiwaniu możliwych ofiar.
Zwracam uwagę na innych trybutów, bo nie mogę już patrzeć na załamanego Simona, który właśnie przytula swojego brata.
Gang Avery wyruszył już na polowanie za jedzeniem. Po kilku godzinach jednak wróciły do rogu z pustymi rękami, a Haymitch uparcie nie chciał wysyłać im jedzenia, za to Johanna wysłała im jedynie koszyk z dwoma bułkami. Niech dalej radzą sobie same.
Trybut Beeteego – Connor i chłopak Haymitcha – Montgmmer (dziwne imię) zawarli sojusz na czas walki o zapasy w rogu obfitości. Do tego mieli ze sobą chłopaka Enobari, ale poległ wcześniej. Zaraz po walce rozdzielili się jednak.
Układam się wygodnie w fotelu, ale sen nie przychodzi. Przewracam się z boku na bok. Jestem wyczerpana, ale coś mnie niepokoi. Nie potrafię zasnąć. Zamawiam ciepłe mleko i mam nadzieję, że pomoże mi zasnąć. Miałam nadzieję, że służba ponownie do da do niego tamte niezwykle smaczne korzenne przyprawy, ale dostaję jedynie kubek zwyczajnego mleka.
siorbię napój i wsłuchuję się w ciszę, jaką zapewniają loży mentorów grube, szklane przyciemniane ściany. Beetee i Johanna śpią na swoich fotelach, za to Haymitch majstruje coś przy panelu.
- Pamiętasz wszystkich swoich trybutów? – pytam.
Haymitch wytrącony ze swojego bąbla skupienia spogląda na mnie przelotnie.
- Prawie.
- Prawie?
- Minęło w końcu ponad dwadzieścia pięć lat. Trudno by zapamiętać każdego z nich. – tłumaczy.
Patrzę na niego.
- A kogo pamiętasz szczególnie?
Haymitch w końcu odrywa się od panelu i spogląda na śpiących Beeteego i Johannę.
- Szczególnie? Hmm… Był taki jeden. Nazywał się West i było od ciebie trochę starszy. Miał chyba osiemnaście lat. W każdym razie chłopak był fantastyczny wojownikiem i był ulubieńcem roku do czasu, aż sojusznik poderżnął mu gardło podczas snu.
Igrzyska słyną z takich śmierci. Zdrady są tu na porządku dziennym.
- Jak się czujesz? – pyta.
Miałam zadać mu tanie związane z Westem, ale wylatuje mi z głowy.
- Bywało lepiej.
- Trzymaj się. Evanowi i Zoe już nic nie grozi.
- Masz rację, ale jestem jeszcze ja, ty, Peeta, mama…
- Co u twojej mamy?
- Nie mam sprawdzonej informacji.
- A u Peety?
Przygryzam wargę. Wypowiadam następne słowa z trudem.
- Nie sądziłam, aby to już było możliwe, ale chyba po raz kolejny złamię mu serce.
No kochana. Dawno nie czytałam twojego bloga. Ale i tak jest niepowtarzalny. Jest cudowny i mam nadzieje, że Katniss i Peeta zejdą się jakoś, a Igrzyska się skończą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Katniss złamie serce Peecie?
OdpowiedzUsuńRaczej ty mi!
Ja już myślałam, że oni sobie wszystko wyjaśnią, pocałują się i będą razem, a tu taki koniec rozmowy! Ach...
Ale przynajmniej Peeta powiedział Katniss, że ją kocha, a Kotna powiedziała, że czuła coś dzięki pocałunkowi... Widzę postępy ;)
Czekam na kolejny :))
Viks
Alo, alo, żyjesz?
OdpowiedzUsuńViks
Man blokadę. Dajcie mi jeszcze czas do niedzieli może cos skleję.
UsuńMam nadzieję, że nie porzuciłaś tego bloga...
OdpowiedzUsuńMan blokadę. Dajcie mi jeszcze czas do niedzieli może cos skleję.
UsuńZapraszam na mojego bloga, na którym czeka się miła niespodzianka w postaci recenzji Twojego bloga :) http://powojniekatnisspeeta.blogspot.com/2016/07/viks-follow-tu-i-tam-czyli-wszystkie.html
OdpowiedzUsuńJa to jakby co wcześniejsza Viks, tylko teraz dodałam jeszcze ,,Follow”
Viks Follow
Hej, hej, blog będzie kontynuowany? :(
OdpowiedzUsuńViks Follow
Co z blogiem? :(
OdpowiedzUsuńViks Follow